środa, 13 listopad 2024
800 milimetrów z hakiem

Olympus SP-800UZ - 800 milimetrów z hakiem - testZachowywałem spokój, gdy zoomy cyfrowych kompaktów sięgały odpowiednika małoobrazkowej ogniskowej 400 mm. Gdy przekroczyły magiczne 500 trochę już się dziwiłem, a mocniejpo kolejnych 200 mm. Nie wierzyłem w dalszy szybki postęp w tej dziedzinie, a tu wyskakuje „kosmiczne” 840 mm. No, może przesadziłem, kosmiczną wartością będzie dopiero 1000 mm, ale i tak wyczyn Olympusa to nie byle co. Zwłaszcza że w SP-800UZ ta długa ogniskowa nie jest jedynym atutem

800 milimetrów z hakiem

Olympus SP-800UZ - 800 milimetrów z hakiem - testZachowywałem spokój, gdy zoomy cyfrowych kompaktów sięgały odpowiednika małoobrazkowej ogniskowej 400 mm. Gdy przekroczyły magiczne 500 trochę już się dziwiłem, a mocniejpo kolejnych 200 mm. Nie wierzyłem w dalszy szybki postęp w tej dziedzinie, a tu wyskakuje „kosmiczne” 840 mm. No, może przesadziłem, kosmiczną wartością będzie dopiero 1000 mm, ale i tak wyczyn Olympusa to nie byle co. Zwłaszcza że w SP-800UZ ta długa ogniskowa nie jest jedynym atutem. Oprócz niej zoom dysponuje szerokim kątem widzenia, odpowiadającym temu z małoobrazkowej ogniskowej 28 mm. To przecież niemal jak połączenie ognia z wodą, ale i to nie wszystko. W aparat wbudowano bowiem przetwornik obrazu z 14 mln fotokomórek, co jest wyjątkową wartością wśród kompaktów z superzoomami, a do policzenia tych innych, które takowy posiadają, spokojnie wystarczy palców obu rąk. Jeśli komuś mało, to dorzucić jeszcze należy 2 GB wbudowanej pamięci oraz bardzo skromne rozmiary aparatu, obdarzonego przez konstruktorów cieniutkim korpusem i płaskim garbem flesza, niejako przyklejonymi i obudowującymi obiektyw będący sercem całości.


Do kieszeni

Do kieszeni kurtki mieści się bez problemu, bo jest naprawdę nieduży. By ograniczyć długość, zastosowano mocno wystający, ale cienki uchwyt. Wysokość aparatu to średnica walca obiektywu plus zaledwie centymetr na flesz, i tylko wyznaczana przez obiektyw grubość to trochę ponad 8 cm. I tak nieźle. Znaczną część tylnej ścianki zajmuje panoramiczny ekran, po którego prawej stronie zmieścił się nieduży, obrotowy klawisz nawigacyjny i mocno upchnięte cztery przyciski, w tym obowiązkowy – czerwony start / stop filmowania.

Tu dobrze widać jak cienki jest korpus tego Olympusa oraz że konstruktorzy zadbali o jego niedużą szerokość. Efektem jest chudziutki, choć mocno wystający uchwyt dla prawej dłoni. Można się do tego przyzwyczaić, ale osobiście wolałbym półtorakrotnie grubszy, wspaniałomyślnie wybaczając wzrost szerokości aparatu ze 115 mm na 130 mm.


Korpus nieduży, więc i źródło energii musi być skromne objętościowo i pojemnościowo. I tak rzeczywiście jest, ale malutki 3,5-watogodzinny akumulatorek
daje radę i nie rozładowuje się po kilkudziesięciu zdjęciach.
Ergonomicznie Olympus nie stwarza większych problemów. Jedynym istotniejszym jest kłopot z obracaniem klawisza nawigacyjnego. Jest on tak mały, że bardzo trudno nim kręcić, zachowując równomierny nacisk. A silniejsze naciśnięcie w wielu sytuacjach powoduje niezamierzone wejście w jakąś funkcję.

Panoramiczny ekran można wypełnić kadrem jeśli fotografujemy z ustawioną jedną z rozdzielczości o proporcji boków 16:9. A jeśli korzystamy z tradycyjnej 4:3 (takie są proporcje matrycy) to podręczne menu nie wchodzi na zdjęcie. Zauważmy, że SP-800UZ wymaga częstego korzystania z tego menu, gdyż praktycznie nie ma dedykowanych konkretnym funkcjom klawiszy, a nawet „segmenty” klawisza nawigacyjnego nie zostały wykorzystane dla bezpośredniego dostępu do trybów błysku, makro, samowyzwalacza i tym podobne.


Skromny zestaw funkcji
To zresztą standard w kompaktach Olympusa, więc nawet w niewątpliwie topowym SP-800UZ jest ich raczej za mało niż za dużo. Typowy fotoamator nie zauważy braków, ale ktoś bardziej wymagający, porównujący go z Canonem SX1 (czy choćby SX20) albo Sony HX1 – owszem. Jednak konstruktorom SP-800UZ wcale nie zależało na konkurowaniu z tymi aparatami, a ich dzieło jest dzięki temu znacznie prostsze w obsłudze i bardziej przyjazne użytkownikowi. Niemniej jednak, podstawowy zestaw jest niemal kompletny.

1

Zakres ogniskowych zooma to potęga. Zdjęcia prezentują najszerszy i najwęższy kąt widzenia zooma optycznego oraz ten drugi z „dołączonym” 5-krotnym zoomem cyfrowym.

2

 

3

Dysponujemy:

9 rozdzielczościami (w tym dwiema panoramicznymi 16:9),
dwoma stopniami kompresji JPEGów (RAWów oczywiście brak),
dość szerokim zestawem ręcznie dobieranych czułości ISO 50-3200 (ISO 3200 do maksymalnie 3 Mpx) oraz trybami ISO Auto (maksymalnie ISO 400) i ISO High (maksymalnie ISO 1600),
matrycowym, punktowym i uśredniającym (z uwypukleniem środka) pomiarem światła,
(maksymalnie 5-krotnym) oraz dopasowującym maksymalne powiększenie do wybranej rozdzielczości obrazu tak, by nie pogarszać jego jakości (maksymalnie prawie 7-krotnym),
korekcją ekspozycji oraz 3- albo 5-klatkowym autobraketingiem,
wyjątkowo mocno rozbudowanym zestawem trybów zdjęć seryjnych (częstości: 1 klatka/s, 6 klatek/s przy maksymalnie 5 Mpx, 10 klatek/s przy maksymalnie 3 Mpx, 15 klatek/s przy maksymalnie 2 Mpx, z priorytetem ustawienia ostrości),
trybem zdjęć poklatkowych,
dwoma trybami makro,
czterema opcjami wyboru pola ostrości (Auto z wykrywaniem twarzy, ręczny wybór położenia pola, stałe pole centralne, śledzenie wskazanego obiektu),
kilkunastoma programami tematycznymi uzupełniającymi program podstawowy i pełną automatykę,
programem naświetlania automatycznie „upiększającym” portrety plus opcją dodawania poszczególnych elementów tej funkcji (wygładzanie skóry, podkreślenie oczu) podczas edycji zdjęć,
funkcją korekcji cieni,
funkcją równowagi bieli z aż trzema ustawieniami świetlówkowymi, ale – tradycyjnie dla Olympusa – bez balansu według wzorca,
kompletem 4 „filtrów artystycznych” (Pop Art, Kamera otworkowa, Rybie oko, Rysunek), ale właściwie bez regulacji parametrów obrazu w rodzaju kontrastu czy wyostrzenia szczegółów, nawet w formie predefiniowanych ustawień; drobnym wyjątkiem są – dostępne przy edycji zdjęcia – opcje podwyższenia i obniżenia nasycenia kolorów plus tryby sepii i czerni-bieli,
filmowaniem przy rozdzielczości 720p.

5

Gdy pole autofokusa celuje w ciemny fragment kadru, to możemy mieć pewność, że zdjęcie zostanie istotnie prześwietlone. Tak było z pierwszym tu prezentowanym, wykonanym z użyciem centralnego pola AF, bez przekadrowania. Uzyskanie prawidłowej ekspozycji wymagało użycia korekcji -0,7 EV albo celowania autofokusem w którąś z okiennic.

6

Jednak analogiczna sytuacja z obiektem bardzo jasnym nie powoduje niedoświetlenia. W przypadku pokazanego tu zdjęcia biele nie są idealnie czyste, ale dosunięte dość blisko prawej strony histogramu ekspozycji. Próba użycia korekcji +0,3 EV już powodowała zauważalne wypalenie fragmentów wysokich świateł.


A jak to wszystko działa?
Oceniając „cyfrową” część aparatu pochwalić muszę uzyskiwaną maksymalną rozdzielczość. 2200 lph (linii na wysokości kadru) to – jak na 14 Mpx – żaden szczyt szczytów, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że uzyskiwany jest w kompakcie z TAKIM zoomem, i że lustrzanki o podobnej rozdzielczości przetwornika prezentują identyczne albo tylko ciut lepsze rezultaty, to SP-800UZ wypada naprawdę świetnie. Jeśli jednak spojrzymy na kwestię szerzej, czyli zwrócimy uwagę nie na samą rozdzielczość, a na ostrość zdjęć, to sprawy zaczynają wyglądać gorzej. Problemem jest miękkość obrazu, powodująca, że pełne wykorzystanie 14 mln pikseli nie zawsze będzie możliwe. To wynik silnej redukcji szumów luminancji, których efekt zdjęciowy w postaci „cyfrowego ziarna” jest słabo widoczny nawet przy ISO 800. Za to dobrze widać efekty ich usuwania w postaci właśnie zmiękczenia, a przy czułościach od ISO 800 także „dziur” w obrazie. Do tego dochodzą wyraźne szumy chrominancji zauważalne przy średnich i wysokich czułościach. Ale że fotokomórek matryca liczy aż 14 mln, więc nawet jak nie w pełni je wykorzystamy, to i tak z dużym powiększaniem zdjęć kłopotów nie będzie.
Dobór ekspozycji niemal zawsze jest prawidłowy. Aparat nie ma zwyczaju niedoświetlać bardzo jasnych motywów, ale czasami prześwietla te ciemne. Zauważyłem, że spore znaczenie ma tu jasność obszaru, w który celuje pole autofokusa. Jeśli jest on ciemniejszy niż reszta kadru, to zbyt obfitą ekspozycję mamy gwarantowaną.
No i wreszcie obiektyw – niewątpliwie najważniejszy element tej cyfrówki. Zakres ogniskowych ogromny, ale sam zoom do wielkich nie należy, i to pomimo przyzwoi-tej jasności f/2,8-5,6. Zmiana ogniskowej wygląda komfortowo i wcale nie przeszkadza jedna tylko prędkość wydłużania / skracania zooma. Nie ma problemu ani z precyzyjnym doborem kąta widzenia, ani z szybką znaczną jego zmianą.
Wspomnianą rozdzielczość 2200 lph obiektyw utrzymuje jedynie w centrum kadru i to wyłącznie przy szerokich kątach widzenia.

Dwa kadry, każdy wykonany z wyłączonym systemem korekcji cieni (lewe ujęcia) i z włączonym (prawe). Na górnym przykładzie widzimy bardzo subtelną poprawę w cieniach, ale też symboliczne ściemnienie wysokich świateł. Natomiast przy dolnej scenie funkcja „przywaliła z grubej rury”. Jej zachowanie bywa kapryśne.


Dystorsja, która może przeszkadzać, to jedynie 3-procentowa „beczka” przy najkrótszej ogniskowej. Dość ostre winietowanie o 2/3 EV pojawia się przy 28 mm oraz powyżej 400 mm. Nie jest ono zbyt uciążliwe, choć czasami widoczne. Plastyka obrazu z pewnością nie rewelacyjna, ale poza zauważanym czasami rozdwajaniem nieostrych linii, trudno się do czegoś mocniej przyczepić. W sumie zupełnie przyzwoicie jak na 30-krotny zoom. Wyraźnie niższy poziom reprezentuje system „mechanicznej” stabilizacji obrazu, nie potrafiący pomóc bardziej niż o 1,5 działki czasu.
Autofokus radzi sobie całkiem nieźle nawet przy długich ogniskowych, choć oczywiście na dużą szybkość ogniskowania nie możemy wtedy liczyć. Trzeba tylko pamiętać, że przy słabym oświetleniu drastycznie spada czułość na poziome linie w kadrze.
Praktyka gorsza niż teoria…
…ale w sumie i tak jest całkiem nieźle. Bo cóż, że zdjęcia trochę miękkie, monitor lubi przekłamywać, stabilizacja obrazu nie grzeszy skutecznością. To nie odbierze temu Olympusowi chwały z powodu 30-krotnego zooma, 14 mln pikseli i wbudowanej 2-gigabajtowej pamięci. Poza tym aparat pod wieloma względami spisuje się całkiem przyzwoicie, a dotyczy to między innymi jakości tworzonego przez superzoom obrazu.
Przyznam, że przed testem bardzo obawiałem się większych kompromisów dla uzyskania tak efektownego zakresu ogniskowych. Fotografując tym Olympusem oraz oglądając wykonane zdjęcia znajdowałem pewne braki i niedociągnięcia, ale oceniając go całościowo, bez dwóch zdań przyznaję mu jak najbardziej pozytywną notę.

Roman Zabawa


Aparat do testu udostępniła firmaOlympus Polska.

OlympusSP-800UZ
funkcje zdjęciowe 6
jakość zdjęć i filmów 7
ergonomia 7
możliwości/cena 7
średnia ważona: 6,7 pkt
Ocena Digital Vision: DOBRY

zalety

30-krotny zoom++
wbudowana pamięć 2 GB++(plus karty SD rzecz jasna)
wysoka rozdzielczość matrycy CCD++
wysoka maksymalna rozdzielczość obrazu

wady

zbyt energiczna redukcja szumów